Anna Weber, www.polskamuza.eu, 21 lipca 2012
Rozpoczynające utwór solo fortepianu zbudowane jest z długo powtarzanej oktawy w niskim rejestrze. Mimo tego, że siedziałam w ostatnim rzędzie, dobiegła mnie cała paleta wielobarwnych alikwotów wydobytych przez wspaniale ukształtowany bogaty dźwięk Beaty Bilińskiej. To nie wszystko. (...) Przez cały czas trwania pierwszej części odczuwało się, że pomimo etosu lamentu i nastroju skargi, mamy jedynie do czynienia ze wstępem, ciszą przed burzą. Po wysłuchaniu drugiej części nie można było zrobić nic innego, jak tylko zaśpiewać peany na cześć solistki, która brawurowo wykonała ciężką kondycyjnie partię. Chociaż cała ta część jest silnie emocjonalna, a przy repetycyjnym „akompaniamencie” partii solowej na pierwszy plan wysuwają się, może nawet zbyt oczywiste, środki (chorałowa melodia smyczków unisono, silnie zabarwiona cytatami Bogurodzicy), najsilniejsze emocje wywołała we mnie Beata Bilińska grająca z tak wielkim zapamiętaniem, iż wydawać się mogło, że od tego zależy jej życie. Wspaniała była możliwość uchwycenia grymasu, jaki pojawiał się na jej twarzy podczas wykonywania długich, wymagających siły fizycznej partii. Wspaniale było też obserwować, jak w momentach kontemplacyjnych (część III) zdawała się unosić wraz z fortepianem kilka centymetrów nad ziemią. Ostatnia część, która w swym charakterze przypominała w swej lekkości Orawę, była czystą, beztroską przyjemnością dla odbiorców i solistki, która „zabawiała się” muzyką. Artystka dbała o każdy szczegół tak bardzo, że kiedy wykonała perliste tremolo w wysokim rejestrze, zdawać się mogło, że to odgłos wysypywania drobnych kryształków cukru na szklaną połać. Orkiestra wspomagała solistkę, grając niezwykle obrazowo i wielobarwnie. Ostatnia część II Koncertu fortepianowego Kilara należy do tych utworów, których emocjonalność pędzi ruchem jednostajnie przyspieszonym, które do finału zbliżają się długo i kończą się tak spektakularnie, że wybuch oklasków i odruch poderwania się z miejsca jest niemal bezwarunkowy. Tak było i tym razem.